Agnieszka Podkówka

TOP TEAM | Centrum Kettlebell Polska

Ci, którzy poznali mnie, gdy trafiłam do Akademii na pierwsze zajęcia, przypominają mi czasem, jak na powitanie powiedziałam: „przyszłam tu po to, żeby zrobić Top Team”. Za każdym razem śmieję się z tych wspomnień jak z dobrego żartu, ale już sam fakt postawienia sobie tego celu żartem nie był ;).
Taka śmiała deklaracja mogła być odebrana jako szczyt arogancji i zwiastować zadzieranie nosa, szczególnie, że padła z ust trenerki personalnej i judoczki. Nic bardziej mylnego; nie byłam taka pewna, że ten cel jest dla mnie realny do osiągnięcia i miałam wiele momentów zwątpienia.
Ze sportu wyczynowego i ponad dekady spędzonej na macie wyniosłam nie tylko sprawność i trofea. Ostatnie lata treningów to szereg kontuzji – w tym ta, która wyeliminowała mnie ze startów w zawodach i zmusiła do odwieszenia judogi. Przepuklina odcinka szyjnego kręgosłupa oznaczała dla mnie osłabienie i drętwienie ręki, ból, mdłości i zawroty głowy nawet przy próbie truchtu czy jazdy na rowerze. Przez długi czas o mocniejszych treningach nie było mowy. Byłam w kiepskiej formie.
Szukałam motywacji i sposobu na to, by znów móc systematycznie trenować. Wrócić do dobrych nawyków dbania o odpowiednią regenerację i odżywianie – wszystko to przez parę lat miałam w „lekkiej” rozsypce…
Filozofia StrongFirst bardzo mi odpowiadała. Zaliczenie prób i dostanie się do Top Team miało być dla mnie motywacją i środkiem do czegoś większego. Wyzwaniem na tyle ambitnym, by to, co muszę zrobić po drodze, doprowadziło mnie do sprawności sprzed kontuzji. Ta droga okazała się bardzo długa i kręta, ale na szczęście nie bałam się ciężkiej pracy i byłam na nią gotowa.
Najbardziej dumna jestem nie z tego, że zaliczyłam próby i mogłam włożyć tę czerwoną koszulkę, tylko z tego, co zmieniło się we mnie od momentu, gdy zaczęłam trening z kettlami. Największe znaczenie ma dla mnie odzyskanie poczucia, że mam sprawne, zdrowe i silne ciało, które wygląda tak, jak chciałam. Nie do przecenienia jest radość z tego, że mimo trudności nie poddałam się, mogę systematycznie trenować i robić nawet drobne postępy.
Oczywiście ten sukces nie jest ani dziełem przypadku ani jednego aktora. Po drodze pokonałam wiele przeciwności… oj, wiele :D. Nie zliczę momentów zwątpienia… Na pewno nie wytrwałabym, gdyby nie ludzie, którzy mnie wspierali i dopingowali. Szczególne podziękowania należą się cichemu bohaterowi tego przedsięwzięcia – Marek Wierzbicki – jestem wdzięczna za Twój spokój, cierpliwość i jeszcze raz cierpliwość… :D. Zdaję sobie sprawę, że czuwanie nad moimi treningami było dla Ciebie wyjątkowym wyzwaniem. Sprostałeś mu.
Nie sposób wymienić tu z imienia wszystkich, którzy swoją obecnością w Akademii dołożyli cegiełkę do mojego sukcesu, a po zdaniu testów cieszyli się razem ze mną, więc wspomnę tylko o kilku.
Marta Piorun – to dzięki Tobie dowiedziałam się o Kettlebell Hardstyle, zainteresowałaś mnie swoją opowieścią na tyle, że chciałam spróbować. Beata Polewacz – to Ty przekazywałaś mi podstawy treningu Kettlebell. Moja poranna grupa z Anka Ky, Magdalena Nierebińska i Aleksandra Adamczyk-Dworucha na czele – dziękuję Wam za cudowną atmosferę, dopingowanie mnie i trzymanie kciuków. Emil Stanisławski i Natalka Puciłowska – zawsze służyliście radą i dobrym humorem, a sama Wasza obecność była mobilizująca. Ula Gronowska, Marta Łąpieś, Nina Wtorek – od Was zawsze mogłam usłyszeć słowo wsparcia, co było szczególnie ważne, gdy motywacja słabła, waga nie spadała i mozolnie odbudowywałam formę po chorobie czy po odezwaniu się starych kontuzji.
W tym wyzwaniu towarzyszyły mi też bliskie osoby niezwiązane z Akademią, mające mgliste pojęcie o tym, czym jest Kettlebell Hardstyle i cały ten Top Team. Dziękuję.